piątek, 31 marca 2017

SAATI, NIEBIESKI CHŁOPIEC

          

Bajka  dla wszystkich dzieci, mieszkających w dalekiej, niebieskiej"Amazonii",  która jest tuż obok. Przyjmujemy zaproszenie do Waszego świata.
  
                                          
                                      SAATI
                      - NIEBIESKI CHŁOPIEC     
      

              
       W dalekiej Amazonii, tak bardzo daleko, że musielibyście sobie bardzo długo wyobrażać to miejsce, była sobie indiańska wioska. Indianie mieszkający w niej byli, jak wszyscy ludzie: dobrzy i mniej dobrzy, szczęśliwi i mniej szczęśliwi, zwykli i mniej zwykli. Chciałabym opowiedzieć wam o pewnym mniej zwykłym chłopcu z małej chaty leżącej na południowym skraju tej wioski.
Chłopiec urodził się, jak to najczęściej bywało o świcie, ale chyba Wielki Duch przespał moment jego przyjścia na świat, bo chłopiec urodził się niewidoczny dla oczu. Tylko mama i tata, którzy patrzyli na niego kochającymi sercami widzieli, jaki był piękny. Trudno jednak żyć wśród ludzi będąc niewidocznym, dlatego w chatce zebrali się wszyscy, którzy mogli jakoś pomóc i doradzić. Dopiero jednak stary, mądry Szaman znalazł sposób na tę niewidoczność. Znalazł w głębi dżungli zioło, które nadawało kształty tam, gdzie ich brakowało. Trzeba było wykąpać chłopca w wywarze z zioła. Był tylko jeden problem: wywar był niebieski i wykąpany w nim chłopiec także stał się niebieski. Nie przeszkadzało to jednak nikomu: ważne było, że chłopiec stał się widoczny. Wtedy też otrzymał imię Saati – co w języku plemienia znaczyło: Niebieski.
Saati różnił się od innych dzieci:
- widział zbyt wiele i zbyt daleko, dlatego wolał chodzić tyłem
- deszcz palił jego skórę niczym ogień – dlatego chował się przed deszczem
- słyszał zbyt mocno. Szczególnie dźwięki tam-tamów, indiańskich bębnów sprawiały mu ból – dlatego zasłaniał swoje uszy
- nie mógł jeść tego, co jadły inne dzieci: żeby nie zniknąć musiał wyrzec się słodyczy, mąki i mleka
Ale Wielki Duch, za to, że zaspał przy narodzinach chłopca, dał mu niezwykłą umiejętność –
- Saati - powiedział Duch - będziesz rozumiał mowę zwierząt.
I tak się stało, choć chłopiec nigdy się tym przed nikim nie chwalił.
Kiedy było mu naprawdę trudno i źle, chował się w dziupli starego drzewa i tam słuchał rozmów zwierząt. Najbardziej lubił, kiedy śpiewały ptaki, które wołały go po imieniu.
Pewnego dnia Indianie przygotowywali się do wielkiego święta pożegnania lata. Mieli się z czego cieszyć: zgromadzili wiele pożywienia na porę deszczową, która miała wkrótce nadejść. Spichlerz wypełniony był po brzegi jedzeniem. W czasie pory deszczowej trudno byłoby zdobyć pożywienie, dlatego tak ważne były te zapasy. Pozwalały przetrwać wiele miesięcy złej pogody.
Wszyscy szli na plac w centrum wioski. Grały bębny a pierwsze krople deszczu spadały na rozgrzaną ziemię.
- Chodź z nami, chodź Saati – wołały dzieci,
- Może przyjdę później – odpowiedział Niebieski Chłopiec i, jak zawsze w takim zamieszaniu oddalił się tyłem w stronę swojego schronienia tuląc się przed bolącymi kroplami deszczu i zasłaniając uszy przed bijącymi dźwiękami bębnów. A kiedy wszyscy bawili się i świętowali Saati usłyszał groźne pomruki. To banda leniwych tygrysów knuła coś niedobrego.
- Spichlerz Indian pełen jest jedzenia – mówiły tygrysy
- My nie zebraliśmy niczego na porę deszczowa
- Trudno będzie ją przetrwać, jeśli nie zdobędziemy jedzenia – przekrzykiwały się drapieżniki
- Indianie będą dziś twardo spali – powiedział tygrysi przywódca – możemy w nocy okraść ich spichlerz z jedzeniem!
Tygrysy aż mruczały z zadowolenia – Tak, to świetny pomysł!
Saati zamarł z przerażenia – jeśli tygrysy ukradną jedzenie – pomyślał – umrzemy z głodu, bo już wkrótce strugi deszczu zaleją dżunglę. Nikt nie przetrwa. Co będzie z nami!?
- Muszę koniecznie coś zrobić, ale kto uwierzy małemu, niebieskiemu chłopcu? Kto da wiarę, że rozumie on mowę zwierząt?! Nikt mnie nie posłucha!
I wtedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł
- Muszę dotrzeć do świętego bębna. Do tam-tamu w świątyni Wielkiego Ducha, który odzywa się tylko w najważniejszych sprawach. To będzie trudne zadanie!
Saati zrobił kilka głębokich oddechów. Musiał teraz, po raz pierwszy w życiu biec prosto przed siebie w deszczu i w dodatku zabębnić w tam-tam. Bał się ogromnie, ale nie było już czasu na zastanawianie się. Pobiegł do bębna i zagrał pieśń, która zwołała do świątyni wszystkich mieszkańców wioski. Kiedy przybyli Saati powiedział im wszystko, co usłyszał w dżungli.
- To niemożliwe! – mówili - jak mały niebieski chłopiec mógł zrozumieć tygrysy?To jakiś niemądry żart! Może coś ci się przyśniło Saati!
- Nie, nie to prawda! Musicie mi uwierzyć! - ze łzami w oczach wołał Saati
I wtedy z tłumu wyszedł stary szaman stając w obronie chłopca
- Posłuchajcie! – zawołał gromkim głosem – niebiescy ludzie nigdy nie kłamią. Zaufajmy chłopcu. Przełamał wszystkie swoje lęki, żeby nas ostrzec – pobiegł przodem w deszczu, zagrał na bębnach. Mógł przez to znowu zniknąć, a jednak się odważył!
I wtedy wszyscy uwierzyli .
Tej nocy tylko dzieci spały w namiotach. Dorośli wykopali wokół spichlerza wielki dół zasłaniając go gałęziami. O świcie z dołu dobiegały już ryki uwięzionych Leniwych Tygrysów.
Indianie tańczyli taniec zwycięstwa A Saati - spokojnie poszedł do swojej kryjówki, żeby słuchać opowieści ptaków o dzielnym niebieskim chłopcu.

3 komentarze: