wtorek, 7 lutego 2017

DZIEWCZYNKA Z KASZTANKA


     Historie także miewają swoje historie. Powiązane z ludźmi tak, jak ludzie powiązani są ze sobą. Subtelnie, nieoczekiwanie, czasem wprost, czasem przy okazji, ale zawsze po coś. Najpierw więc - Magda i jej ogromna życzliwość i mądrość, potem Pani Magdalena: gdyby nie Ona, pewnie ta historia nie pojawiłaby się tu dzisiaj, a gdyby nie dr Stefańska-Klar, w kasztanku nie zamieszkałaby Dziewczynka, gdyby nie ta Dziewczynka, pewnie nie byłabym w miejscu, w którym teraz jestem.
                          
                    DZIEWCZYNKA Z KASZTANKA


Jesień. Jesień jest kolorowa i szeleszcząca i łaskocze policzki babim latem. Ale jesień jest także kłująca.
Może to zauważyłaś?
Pod kupą igliwia drzemie kolczasty jeż. Głóg ostro broni swojej czerwieni, a krzewy pozbawione liści wyciągają na prawo i lewo suche gałązki. I oczywiście kasztany. Dziesiątki, setki, tysiące zielonych, naiglonych skorupek, które dojrzewają wśród palczastych liści.
Są różne drzewa. I różne owoce. Jabłoń kusi smakiem nagrzanym w słońcu, grusza rozlewa się po brodzie soczystą słodyczą, a śliwa czaruje fioletem.
Jednak najbardziej wyczekiwanym drzewem jesieni jest kasztanowiec.
W nastroszonej skorupie owoców, drzewo zazdrośnie chroni najbardziej brązowy brąz, jaki znam. I niezwykłą przyjemność sprawia mi dotknięcie tego brązu. Być może dlatego, że gładki, owalny chłód kryje obietnicę ciepła schowanego w samym środku. To zupełnie tak, jak u tego kasztanka z parku. Wiesz o tym na pewno, że zwykle małe, brązowe kulki kasztanów wyskakują ze skorupki kiedy są już wystarczająco dojrzałe, żeby przyjrzeć się światu. Słyszałam, że w niektórych skorupkach mieszkają chłopcy i dziewczynki. Wyglądają dokładnie tak samo, jak wszystkie dzieci...

Kasztanek spadł w idealnej porze przeznaczonej na spadanie z drzewa, (czyli o świcie, kiedy chudy ranek zapiera się piętami, żeby przesunąć grubą ciemność na drugą stronę) i w dodatku w idealnym do spadania miejscu. Mógł odbić się od kamienistej parkowej dróżki i bezpiecznie wyskoczyć z pękniętej skorupki. Ale to się nie zdarzyło. To znaczy: spadł, a jakże! Z impetem. Jednak Dziewczynka, która w nim urosła nie wyskoczyła ze skorupki. Właściwie to od samego spadania bardziej podobało jej się skakanie po twardych kamieniach. Przez cały czas, kiedy dorastała na drzewie nie była pewna kim jest, bo w żaden sposób nie mogła zauważyć się w całości. Dopiero silne uderzanie skorupki o kamienie dostarczyło jej niezbędnych informacji. Stuk, stuk! Skorupka, otulając ciasno Dziewczynkę, przekazywała informacje o uderzeniach. Wiedziała już, turlając się w dół ścieżki, że ma górę i dół. Jestem, jestem! Z dołu do góry, z dołu, do góry! To takie przyjemne uczucie. A kiedy ścieżka skręcała ostro raz w lewo, raz w prawo, poczuła, że ma także lewą i prawą stronę. To było wspaniałe uczucie! Wkrótce jednak znów zapomniała, jak czuła swoją dziewczynkowatość. To powodowało w niej uczucie zagubienia, niepewności i złości. Wspięła się więc na szczyt górki i po raz kolejny i kolejny turlała się w dół. Kręciło jej się w głowie, ale i to było niezwykle przyjemne, bo z tego wirowania tworzyły się nowe kombinacje kolorów i kształtów a w samym środku tego nowego świata tyle się działo! Czasem do samego środka kasztanka docierały jakieś sygnały z zewnątrz, przytłumione głosy i wrogie działania. Ktoś starał się rozłupać skorupkę, ale na szczęście kolcowata ochrona kłuła i przestraszała wszystko, co przychodziło stamtąd i dziewczynka mogła spędzać czas na poszukiwaniu miejsc, dzięki którym czuła, że ma dół i górę, prawo i lewo.
TO zdarzyło się zupełnie nieoczekiwanie. I TO przyszło z zewnątrz, (dziewczynka mogła dostrzec to „zewnątrz”, kiedy patrzyła z ukosa, przechylając główkę). Na skutek słów i dotyków, które uparcie pojawiały się codziennie, skorupka zaczęła pękać. Jakieś dłonie dotykały brązu w środku. Dziewczynka najpierw się przestraszyła, ale zauważyła jednocześnie, że niektóre dłonie są bardzo przyjemne i za tymi dłońmi podążają przyjemne głosy. Te głosy dotykały zlęknionego serca. I dla nich i dla tych dłoni warto było wyskoczyć ze skorupki. Bo tak naprawdę Dziewczynka czuła się bardzo, bardzo samotna. Nazwała więc tych, którzy dawali jej poczucie bezpieczeństwa: Mama i Tata. Jakże Mama i Tata ucieszyli się, kiedy zobaczyli kuleczkę, małą Dziewczynkę, która wyskoczyła ze skorupki. Wiedzieli, że jest inna niż te, które spotykali w parku, ale nie zamieniliby jej na żadną z nich...

3 komentarze: