niedziela, 19 czerwca 2016

MASZ JEDNO ŻYCIE CLARK

             
"Masz jedno życie Clark i obowiązek przeżycia go najlepiej, jak potrafisz".
Czasem jakaś niedorzeczna myśl, mało znaczące wydarzenie, albo wyświechtane stwierdzenie sprawią więcej, niż tomy mądrych myśli,autorytety i godziny rozmów.
Dziś właśnie przydarzył mi się taki mały, osobisty cud zawarty w wyżej cytowanym zdaniu, zaczerpniętym z filmu dla nastolatek „Zanim się pojawiłeś” (jak dobrze, że mam nastoletnie córki, które lubią chodzić ze mną do kina).
Zaczynam więc świętować Mój Własny Nowy Rok. O północy wzniosę toast, zatańczę i od jutra zacznę realizować noworoczne postanowienia. Oto one: przeżyć tegoroczne wakacje najlepiej, jak to możliwe, choć realnych możliwości brak, następne spędzić we Francji (niech to będzie Prowansja, ze względu na lawendę :), jesienią nareszcie zrobić prawo jazdy i nauczyć się wolności prawdziwej, nieograniczonej.
Kiedy to się uda, założę pszczółkowe rajstopy.
Wiem, że się uda.
Tak, jak w życiu Marleny de Blasi, pisarki, której książki uwielbiam ze względu na smak, klimat i historie o ludziach prawdziwych. Będąc pod wpływem jej klimatycznych opowieści i niezwykłej umiejętności przeżywania życia, napisałam jej kiedyś bajkę i wysłałam do wydawnictwa. Wiem, że bajka została przetłumaczona i dotarła do pisarki. Mam nadzieję Marleno, że Ci się spodobała :)

                            
     O PÓŁANIOŁACH, MARLENIE I DZIURZE W SERCU
Mogą być wszędzie. Tylko nie w niebie. Na razie nie.
Jeśli już o nich wiesz, to wyczuwasz je w zimnym, albo nagle ciepłym wietrze. W gwałtownej ulewie, albo lepkiej mżawce. W słońcu, które nagle opiera się na twoich ramionach, albo łaskocze w kark. Wykorzystają wszystko, żeby Cię dotknąć. To daje im siłę do istnienia. A właściwie potwierdza ich istnienie. Bo już ich nie widać. A pochodzą ze świata, w którym być dostrzeganym, znaczy – istnieć. To znaczy: pochodzą z twojego świata. Kiedy żyły, były, jak ty. Kiedy chodziły, słyszały swoje kroki, kiedy mówiły, ktoś na nie patrzył, kiedy słuchały, ktoś do nich mówił. Teraz, po śmierci, jeszcze jakiś czas muszą być na ziemi. Po to, żeby nareszcie mieć dowód na moc swojego poprzedniego, ludzkiego istnienia i, żeby móc ostatecznie uwierzyć w wieczność. Są niewidzialne i lekkie. I trochę tęsknią za tym, co zostawiły i za tym, co jeszcze przed nimi. Zanim będą mogły żyć następnym życiem, muszą wykonać zadanie. Każdy półanioł, bo o nich mowa, otrzymuje dar na przechowanie. Jeśli znajdzie człowieka godnego tego daru, może opuścić ziemię dla lepszego, anielskiego bytu. Wędrują więc w poszukiwaniu. Jednym udaje się od razu. Może są bystrzejsze a może, po prostu: mają więcej szczęścia niż inne. Te inne wędrują całą wieczność. Znają ludzkie słabości i kochają ludzi, więc często stanowią dla nich wsparcie, udzielają im pomocy. Te, które nie potrafią znieść męki oczekiwania ziemskiej wędrówki, stają się zgorzkniałe i zepsute. Złe duchy wywołują strach i mącą w ludzkich umysłach.
Mogą być wszędzie. Tylko nie w niebie. Na razie nie.
Tak, jak te trzy, które otrzymały na przechowanie: żółty płaszcz, parę butów i płócienną torbę. Ponieważ kochały się za życia więc i teraz wędrowały razem, już od lat poszukując człowieka, który byłby godzien otrzymać ich magiczne dary. Płaszcz chronił przed deszczem łez i piorunami rozpaczy, buty prowadziły do najpiękniejszych miejsc na ziemi, torba zawsze wypełniona była jadłem. Każdy człowiek mógłby je chcieć. Ale komu je ofiarować za cenę otrzymania przepustki do Raju? Być może tej dziewczynie, którą obserwowały już od dawna. Zawsze była w drodze. Tylko na chwilę znajdowała dla siebie miejsce a potem szła dalej. Jakby ją coś gnało. Wciąż szukała czegoś. Droga była w nią wpisana. Od razu poczuły do niej sympatię. I zechciały jej pomóc czując zarazem, że ich dary przydadzą się jej jak nikomu innemu. Żeby ją chronić i prowadzić przez świat. Kiedy więc obudziła się pewnego ranka, znalazła obok na posłaniu żółty płaszcz, parę butów i płócienną torbę. Szybko zorientowała się, jaką moc posiadają te rzeczy. I potrafiła z niej skorzystać. Jak nikt inny. Anioły poczuły ulgę, ale już wkrótce pojawiło się zdziwienie i rozczarowanie. Wciąż były na ziemi. Nic się nie zmieniło. Ponieważ były dobre, nie miały serca odebrać dziewczynie tego, co jej ofiarowały a poza tym najzwyczajniej ją polubiły. Na szczęście, bo to pewnie uchroniło je przed pretensjami i rozgoryczeniem. (Choć myślę sobie, że mogły być po prostu szczęśliwe uszczęśliwiając Marlenę). Stworzyły sobie swoje własne niebo, karmiąc się jej życiem i swoją do siebie miłością. Może nawet myślały, że o to właśnie chodzi. I dobrze, bo w innym razie nie wydarzyłoby się wszystko to, co się wydarzyło. Marlena zwiedziła już niemal wszystkie najpiękniejsze zakątki ziemi. Nigdy nie poznała głodu i rozpaczy a co najważniejsze nie zmieniła się. Nadal była taka, jak była. Wciąż jednak czuła, że rzeczy i zdarzenia wypadają z jej życia na drugą stronę przez dziurę, którą miała w sercu. Kiedyś półanioły łapały to, co najważniejsze i zapychały dziurę, jak pakułami, tym, co zdołały pozbierać. Ale udawało się to tylko na chwilę, więc w końcu dały za wygraną. I bywały takie noce, kiedy nic nie mogło złagodzić bólu, którym bolało ją to miejsce, którego nie miała. Właśnie dlatego bolało. I dlatego następnego dnia zrywała się wczesnym rankiem z łóżka, żegnała się, pakowała rzeczy i szła dalej. Kiedyś, po takiej nocy, ból zawiódł ją do miejsca, od którego wszystko się zaczęło. Marlena zamieszkała w domu kobiety, która opłakiwała niedawną śmierć ukochanego męża. Łzy pojawiały się u niej nieoczekiwanie: na wspomnienie melodii, której słuchali razem, na widok kwiatów, których zapach tak lubił. Płakała, kiedy mówiła o nim i kiedy o nim milczała. Marlena nigdy jeszcze nie zetknęła się tak blisko z taką miłością. Na jakiś czas nawet dziura w jej sercu zapełniła się nią. Ale nie trwało to zbyt długo. Po kilku tygodniach znów poczuła ból nie do zniesienia, który kazał jej iść i rankiem, jak zwykle była gotowa do drogi. Zostawiła kobiecie, u której mieszkała, list na pożegnanie i płaszcz, który chronił przed deszczem łez i piorunami rozpaczy. Kobieta ze wzruszeniem otuliła się żółtą magią zapomnienia i spokoju. Patrzyła z daleka na pamiątki, strzępy wspomnień przemykały obok, jakby nie należały do niej. Nie czuła żalu. Poczuła jednak pustkę, jaka nie doskwierała jej nawet w chwilach największej rozpaczy. Zanim więc to bezczucie rozlało się piekącym kwasem po jej sercu, zdjęła płaszcz i złożyła go starannie. A łzy: niestaranne, ale ożywcze, natychmiast umyły jej oczy. I wtedy pierwszy półanioł odleciał do nieba.

W domu kobiety, która kochała męża, który zmarł, na samym szczycie pawlacza, w pudełku pachnącym lawendą i wspomnieniem Marleny, leży żółty płaszcz, który chroni przed deszczem łez i piorunami rozpaczy.
Nie troszcząc się o jedzenie, nie obawiając się trudów wędrówki Marlena odwiedzała kolejne miejsca na ziemi. Te najpiękniejsze już zobaczyła. Teraz więc mogła zobaczyć naprawdę więcej. W pewnym miasteczku, któremu zabrakło odrobiny, by należało do tych najpiękniejszych, dziewczyna i dwa niewidoczne półanioły zamieszkały na jakiś czas. Z okna domu, położonego nad brzegiem szepczącej rzeki, razem obserwowały chłopca, który każdego ranka witał się z wodą i ze słońcem. Jego silne ręce popychały koła wózka, na którym siedział. Coranny rytuał ośmielił Marlenę i wkrótce zaczęła towarzyszyć chłopcu w powitaniu dnia. Zaprzyjaźnili się rozmawiając o świecie, o rzece i wędrówce. O marzeniach. Ale i w tym miejscu, (któremu zabrakło odrobiny, by należało do tych najpiękniejszych), Marlena nie pozostała długo. Znów noc i ból kazały jej ruszyć w drogę. Nad brzegiem rzeki zostawiła parę butów dla chłopca, który z pewnością pojawi się w tym miejscu. Pojawił się i zobaczył buty, które prowadziły do najpiękniejszych miejsc na ziemi. Zawędrował od razu do jednego z nich, ale nie było obok niego nikogo, komu mógłby powiedzieć, jak jest tu pięknie – nikt z bliskich nie mógł go dogonić. Wrócił więc do domu. Wypolerował buty lśniącą pastą i włożył je do pudełka. I wtedy drugi półanioł odleciał do nieba.
W domu chłopca, który nie chodził, na samym dnie szafy, w pudełku pachnącym pastą i wspomnieniem Marleny, leży para butów, które prowadzą do najpiękniejszych miejsc na ziemi.

Wzruszona łzami rozstań, zmęczona trudem wędrówki Marlena zastukała do drzwi, za którymi usłyszała śmiech i gwar. Zaproszona, usiadła w jasnej kuchni. Zbliżała się pora kolacji. Z gorącego pieca właśnie wyciągnięto pachnący chleb i cała rodzina przygotowywała posiłek. Ktoś siekał drobno zioła, ktoś inny kroił soczyste pomidory, parujące ziemniaki zostały polane sosem a zimna maślanka układała się w białe wąsy nad górną wargą. Posiłek był skromny, ale szeroki stół pomieścił tego wieczoru każdą opowieść, która przysiadała zewsząd na czas wspólnej wieczerzy. Marlena nigdy jeszcze nie jadła tak smacznie. Tak było codziennie i wkrótce sama włączyła się w przygotowania, poznając smaki i zapachy, jakich dotąd nie znała. Kiedy obudziła się tej nocy, znała już wszystkie tajniki kuchni i przyjemność siedzenia przy stole. Ale musiała iść dalej. Przed wyjściem, w zamian za gościnę, powiesiła na kuchennym wieszaku torbę, która zawsze wypełniona była jadłem. Gospodyni wzięła płótno materiału w szorstkie ręce i zajrzała do środka. Już nikt nie musiałby przygotowywać posiłków . Każdy o dowolnej porze zanurzyłby tylko dłoń po dary. „Może nigdy nie przyjdzie taka czarna godzina, w której torba będzie potrzebna”- pomyślała złożywszy płótno w kostkę. I wtedy trzeci półanioł odleciał do nieba.
Pod stertą ściereczek, w kredensie domu, w którym przygotowywano wspólne posiłki, leży pachnąca krochmalem i wspomnieniem Marleny płócienna torba zawsze wypełniona jadłem.

Marlena stanęła na początku drogi. W unoszącej się porannej mgle dostrzegła sylwetkę. Po raz pierwszy ktoś podążał w tym samym kierunku, co ona. Mężczyzna szedł wolno, tak by mogła się zbliżyć. I potem już poszli razem w miejsce, które sami sobie wybrali. Wieczorem zjedli wspólną kolację a potem płakali ze szczęścia. Zaczekali, aż dziura w sercu Marleny zagoi się i dopiero potem wyruszyli dalej.

3 komentarze:

  1. Piękna bajka... I podoba mi się TwójWłasnyNowyRok. Powodzenia :).

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję :)Za rok podsumuję wyzwania;)

    OdpowiedzUsuń