niedziela, 12 czerwca 2016

KLUCZ



                                

               DOM Z MOJEJ BAJKI


           Tę opowieść najnormalniej w świecie: lubię. Towarzyszy mi od wielu już lat i zawsze pozostawia nadzieję. Dużą porcję nadziei. Są takie bajki, które piszemy dla siebie samych:

      
  Gdzieś daleko, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w zaciszu słonecznych łąk, między skałami porośniętymi mchem, leżała sobie urokliwa wioska. Nazywano ją Wioską Domów, bo jej mieszkańcy wierzyli, iż każdy stojący w niej dom ma duszę i serce.
I była to najprawdziwsza prawda. Domy kochały swoich mieszkańców i otaczały ich opieką. Na południowym krańcu wioski stał jeden, jedyny opuszczony dom. Wiele lat temu, rodzina mieszkająca w nim musiała z żalem, na zawsze opuścić te przyjazne strony i ciepłe mury swego domostwa.
Od tego czasu dom stał opuszczony i niezamieszkały.
Był smutny, bo znów chciał kochać, chciał grzać się w cieple kominka, asystować przy porodach, brzmieć echem rozmów. Zazdrośnie zaglądał w okna innych domów by choć trochę żyć życiem innych, ale to było zbyt mało. Wielu ludzi przechodziło obok niego, zatrzymywali się, podziwiali jego architekturę, smak projektanta. Wzdychali i odchodzili, nie zostawiając mu cienia nadziei. W końcu pomyślał, że pewnie ma jakiś widoczny brak, że jest zbyt mało nowoczesny, że nie jest wygodny, że robi złe wrażenie, a może stoi w złej okolicy. Tak bardzo cierpiał...
Och, gdyby znał myśli przechodzących obok osób, jego los potoczyłby się zupełnie inaczej. A myśleli oni sobie: „jaki piękny dom, ile w nim doświadczenia, ile tajemnic, jakiż on wykwintny i pełen smaku. To nie dla nas taki wspaniały dom. Nie zechciałby przyjąć takiej zwykłej rodziny”.
Wielokrotnie obok domu przechodził młody ornitolog Wiktor. Wiktor kochał ptaki, swoją narzeczoną Joannę i dom na południowym krańcu wioski. Obserwował budynek jak niezwykły okaz ptaka, tak, by go nie spłoszyć. Znał jego obyczaje, jego historię, ale mówił sobie często, że ten dom on sam może tylko obserwować, bo tak naprawdę dom ten jest jak ptak, który zerwawszy się do lotu szybuje w chmurach – nieosiągalny i daleki. „Zbyt wytworny to dla mnie „ptak”” – myślał Wiktor, przechodząc obok. „Zbyt niezależny i śmiały ten młodzieniec” -   myślał dom patrząc z tęsknotą na miłośnika ptaków.
Ale pewnej wiosny odmienił się samotny los domu. Między dwoma solidnymi kominami, para niezwykle rzadkich ptaków – Ptaków Powrotu – rozpoczęła budowę gniazda.
W końcu, w gotowym gnieździe samica wysiedziała jaja
i dach zadźwięczał krzykiem małych ptasich gardeł,
które oznajmiły światu, że już są. Dom grzał i chronił to gniazdo jak skarb największy. Nareszcie nie czuł się już taki samotny. „Kiedy umrę, Ptak Powrotów zostawi swe pióro na zgliszczach” mówił do siebie i czuł, że mógłby dać komuś jeszcze wiele szczęścia.
Tymczasem ślady Ptaka Powrotów zaprowadziły Wiktora pod ukochany budynek. „O losie, dlaczego kpisz sobie ze mnie. Obiecałem sobie kiedyś, że zamieszkam w miejscu, w którym ten ptak zbuduje gniazdo a tymczasem z pewnością nie stać mnie nawet na klamkę tych zamkniętych dla mnie drzwi”.
Opowiedział o wszystkim Joannie i pokazał jej dom i gniazdo. „Jest zbyt piękna dla mnie” pomyślał dom, gdy ją zobaczył.
„Jest tak niezwykły, że warto o niego walczyć” pomyślała Joanna, gdy ujrzała dom.
I obmyśliła plan. Odtąd Wiktor opisywał obyczaje Ptaka Powrotów. Wiele pism drukowało jego obserwacje
a Towarzystwa Ornitologiczne słały złote monety
na dalsze badania. Odłożyli narzeczeni sporą kwotę na dom, który miał stać się ich domem i obserwatorium. I poszedł Wiktor do notariusza, by spisać umowę. Położył sakwę
z monetami na biurku i zapytał, czy to wystarczy. „Nie wiem, ile kosztuje ten dom” odpowiedział prawnik. „Wiele lat temu przyszedł do mnie jego właściciel. Człowiek zacny i prawy. Ze łzami w oczach zostawił mi kopertę i prosił, by dać ją temu, kto będzie chciał w domu zamieszkać. Spełnię dziś obietnicę, dam Ci tę kopertę. Sam nie wiem, co ona zawiera”.
Wiktor drżąc otworzył kopertę. Był w niej krótki list. Jedno zdanie wykaligrafowane starannie.
„Czytaj proszę” – ponaglił prawnik.
I Wiktor przeczytał: „DOBRZE, ŻE JESTEŚ. KLUCZ POD WYCIERACZKĄ”.



7 komentarzy:

  1. Oj!!!! Jak prawdziwe!Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, chciałabym, żeby było prawdziwie prawdziwe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cuda się zdarzają, tylko trzeba w nie wierzyć!

    OdpowiedzUsuń
  4. no i popłakałam się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to teraz dobrze byłoby coś wspólnie ugotować i zasiąść do stołu razem:)

      Usuń
  5. Wzruszająca opowieść, piękna...

    OdpowiedzUsuń