Usuwanie
złogów
Musisz uważać na wypowiadanie głośno życzenia – mówili. No i nieopatrznie wypowiedziałam: dobrze byłoby, gdybym w stresie chudła a nie zajadała cały ten bagaż napięcia i niepokoju. Jako, że ostatnio żyję w stanie stresu permanentnego a zaplanowanego ruchu fizycznego nie cierpię, mój układ nerwowy, na skutek intensywnych działań, odkładał tłuszcz na dalsze etapy stanu zagrożenia. No i wtedy wypowiedziałam te słowa po raz kolejny. Następnego dnia rozsypał się mój czteroletni związek. Choć podziało się to, czego ostatnio oczekiwałam,(prawdziwa tragedia, to przystojny facet, ale durny i bez poczucia humoru, mawiała Pani Maria), to jednak nie była to moja decyzja. Oj, bolało! Nadal boli. Ale coś stało się z moim żołądkiem: niechętnie przyjmuje posiłki, krzywi się na widok węglowodanów, jakby skurczył się do rozmiarów orzeszka. I to był pierwszy plus odejścia mężczyzny, który nigdy nie powinien był znaleźć się w moim życiu. Skutki uboczne jadłowstrętu niestety dały o sobie znać podczas gotowania obiadu: niedosolone ziemniaki i eksperymenty z nową przyprawą dodaną do kurczaka odbiły się na domownikach. Dobrze, że córki są wyrozumiałe :).
Mogąc więc nareszcie odstawić niedoścignione ambicje stania się dobrą kucharką (przez żołądek do serca) znalazłam przepis na pozbycie się złogów odkładających się po nieudanym związku:
Najpierw wściekaj się i złość. Masz do tego prawo i nie musisz udawać, że nic się nie stało, że Cię to nie obchodzi. Bo obchodzi.
A następnie znajdź plusy tej sytuacji:
Musisz uważać na wypowiadanie głośno życzenia – mówili. No i nieopatrznie wypowiedziałam: dobrze byłoby, gdybym w stresie chudła a nie zajadała cały ten bagaż napięcia i niepokoju. Jako, że ostatnio żyję w stanie stresu permanentnego a zaplanowanego ruchu fizycznego nie cierpię, mój układ nerwowy, na skutek intensywnych działań, odkładał tłuszcz na dalsze etapy stanu zagrożenia. No i wtedy wypowiedziałam te słowa po raz kolejny. Następnego dnia rozsypał się mój czteroletni związek. Choć podziało się to, czego ostatnio oczekiwałam,(prawdziwa tragedia, to przystojny facet, ale durny i bez poczucia humoru, mawiała Pani Maria), to jednak nie była to moja decyzja. Oj, bolało! Nadal boli. Ale coś stało się z moim żołądkiem: niechętnie przyjmuje posiłki, krzywi się na widok węglowodanów, jakby skurczył się do rozmiarów orzeszka. I to był pierwszy plus odejścia mężczyzny, który nigdy nie powinien był znaleźć się w moim życiu. Skutki uboczne jadłowstrętu niestety dały o sobie znać podczas gotowania obiadu: niedosolone ziemniaki i eksperymenty z nową przyprawą dodaną do kurczaka odbiły się na domownikach. Dobrze, że córki są wyrozumiałe :).
Mogąc więc nareszcie odstawić niedoścignione ambicje stania się dobrą kucharką (przez żołądek do serca) znalazłam przepis na pozbycie się złogów odkładających się po nieudanym związku:
Najpierw wściekaj się i złość. Masz do tego prawo i nie musisz udawać, że nic się nie stało, że Cię to nie obchodzi. Bo obchodzi.
A następnie znajdź plusy tej sytuacji:
-
mniej jesz
- masz więcej czasu
- możesz się nad sobą poużalać bezkarnie
- odkurzasz marzenia, które odpuściłaś na czas związku
- masz więcej czasu
- możesz się nad sobą poużalać bezkarnie
- odkurzasz marzenia, które odpuściłaś na czas związku
-
zaczynasz świadomie oszczędzać pieniądze
- przypominasz sobie, jak to jest być samodzielną
- idziesz do kina z osobami, które sama wybierasz
- zdobywasz nowe sprawności techniczne, które potrzebne są w prowadzeniu domowego rozgardiaszu
- odkładasz na później prasowanie i pucowanie łazienki. W zamian robisz coś, co sprawia ci przyjemność
- zauważasz, że masz swoich, osobistych znajomych
- jeśli masz takie skłonności, (ja mam), nie musisz już idealizować partnera, żeby przetrwać.
Potem jeszcze popłaczesz, ale wtedy wróć do przepisu na usuwanie złogów. I jeszcze raz. W końcu ucisk w żołądku zacznie się zmniejszać a dobre nawyki pozostaną.
A teraz mam dla Ciebie bajkę.
BAŚŃ O CZERWONYCH BUCIKACH
- przypominasz sobie, jak to jest być samodzielną
- idziesz do kina z osobami, które sama wybierasz
- zdobywasz nowe sprawności techniczne, które potrzebne są w prowadzeniu domowego rozgardiaszu
- odkładasz na później prasowanie i pucowanie łazienki. W zamian robisz coś, co sprawia ci przyjemność
- zauważasz, że masz swoich, osobistych znajomych
- jeśli masz takie skłonności, (ja mam), nie musisz już idealizować partnera, żeby przetrwać.
Potem jeszcze popłaczesz, ale wtedy wróć do przepisu na usuwanie złogów. I jeszcze raz. W końcu ucisk w żołądku zacznie się zmniejszać a dobre nawyki pozostaną.
A teraz mam dla Ciebie bajkę.
BAŚŃ O CZERWONYCH BUCIKACH
Choć
wielu już zastanawiało się nad tym zjawiskiem, choć
międzynarodowe zespoły naukowców przeprowadziły setki badań, a
nawet (choć w tajemnicy przed opinią społeczną), radzono się w
tej sprawie magów i szamanów, to do dziś nie wiadomo, jak to się
dzieje, że rodzą się na ziemi istoty, które tylko w połowie
swego istnienia do niej przynależą. Druga ich połowa jest
tchnieniem powietrza, przenikniętego ciepłem słońca. Istoty te,
albo umierają wcześnie, albo, odnalezione przez duchy opiekuńcze,
czas jakiś przebywają na ziemi a potem kierowane są w przestworza
nieba pod różnymi powietrznymi postaciami.
Niezwykle
rzadko zdarza się, by któraś z tych istot chciała na zawsze
pozostać na ziemi z własnej woli. A jednak...
Dziewczyna
urodziła się tak, jak każda z nich, na granicy nocy i dnia.
Płaczące, głodne niemowlę znalazła staruszka mieszkająca
samotnie na skraju niewielkiej wioski. Staruszka wystarczająco już
długo żyła na tym świecie, by rozpoznać dziecko zrodzone przez
ziemię i powietrze. Wiedziała, że należy strzec tej tajemnicy i
chronić małą, by jak najpiękniej wspominała dni spędzone między
ludźmi. Karmiła ją miłością tak samo, jak ziemskim pożywieniem
i dlatego dziewczynka rosła silna i piękna. Jej duch opiekuńczy
czuwał z boku, nie wtrącając się do losów dziecka na ziemi:
wszak było w dobrych rękach. Nieczęsto zdarza się, by istota
taka, jak ona żyła na ziemi tak długo. Staruszka uczyła
dorastającą Dziewczynę wszystkiego, co dla niej samej było ważne:
miłości i prawdy. Ona chłonęła jej nauki i opowieści, jak młode
drzewo. I kiedy po raz pierwszy ujrzała Rycerza, który po trudach
boju wracał do swego namiotu, zadrżało jej serce a gdy spojrzał
na nią, pokochała go całą sobą. Zaniepokojony duch opiekuńczy
wiedział już, że losy tej Dziewczyny nie będą takie, jak innych
że trudna to będzie decyzja, która zabierze ją z ramion
ziemskiego kochanka. Kiedy pewnego dnia słońce pochyliło się nad
zachodem, staruszka po raz ostatni ucałowała swą wychowankę i
zgasła. Ten pocałunek i miłość rycerza mocno związały
Dziewczynę z ziemią. Błagała swego opiekuna, by nie odsyłał jej
w przestworza: tęsknota odbierze jej życie i oddech. Dziewczyna
jednak nie mogła też dalej bezkarnie przebywać na ziemi, bo jej
czas dawno się już skończył. Chyba, żeby.... Tak, był jeden
sposób, który mógł uczynić ją pełnoprawną mieszkanką ziemi.
Kiedy
Dziewczyna w smutku i żalu klęczała na Wzgórzu Odlotów, kłócąc
się z ziemią i powietrzem o prawo do życia i miłości, duch
opiekuńczy przypomniał Bogom o możliwości jednego wyboru, kładąc
przed dziewczyną czerwone buciki.
"Możesz
pozostać tu na ziemi na zawsze i cieszyć się miłością wybranka,
jeśli włożysz na stopy czerwone buciki i będziesz ich strzegła
tak, jakby były najważniejszym darem losu dla ciebie. Jeśli
zapomnisz o złożonej teraz obietnicy, srogą poniesiesz karę"
- powiedział i zabrał ze sobą żarliwe przyrzeczenie Dziewczyny.
Ona,
niesiona, jak na skrzydłach tą łaskawością niebios, w czerwonych
bucikach zatańczyła przed namiotem swojego Rycerza. On kochał ją
niczym delikatne zjawisko ze świata, do którego nie przynależał,
ona oddała mu całe swe ziemskie ciało i całą swoją powietrzną
duszę. Mijały lata. Dziewczyna kochała swego Rycerza, a czerwone
buciki zdejmowała tylko na chwilę w przedsionku jego namiotu.
Kiedyś ukochany namówił ją, by zostawiła je u niego na dłuższy
czas - "Wiem, jak bardzo lubisz czuć pod bosymi stopami mech i
rosę" - powiedział - " Kiedy pójdziesz witać się ze
słońcem, możesz spokojnie zostawić tu swoje buciki” - szeptał
z uśmiechem. Dziewczyna uległa jego namowom i od tego czasu witała
słońce bosa, pozostawiwszy w przedsionku namiotu swoje czerwone
buciki. Pewnego dnia zauważyła, że buciki poszarzały, zabrudziły
się, ale myśl ta przemknęła tylko na krótko przez jej
powietrzne, ufne serce. Potem dostrzegła, że załamały się na
noskach, ale Rycerz uspokajał ją mówiąc, że przecież już tyle
lat w nich chodzi. Dziewczyna nadal pozostawiała je pod opieką
ukochanego i boso wyruszała na swoje ulubione wędrówki. Kiedyś
wróciła wcześniej niż zwykle i zobaczyła kobietę, która
wychodzi z namiotu Rycerza ściągając w przedsionku czerwone
buciki. Kobieta różniła się od dziewczyny i tak bardzo
przypominała Rycerza: bo tak, jak on, pochodziła z ziemi.
Dziewczyna
bezradnie usiadła na zroszonej jeszcze trawie i czekała na wyrok:
poznawszy tajemnicę, nie chciała już założyć czerwonych bucików
a bez nich nie mogła też pozostać na ziemi. Przez swą naiwność,
złamała przyrzeczenie dane na Górze Odlotów. Jednak, tak, jak
różne są losy istot półkrwi, które los zsyła na chwilę na
ziemię, tak różne są postanowienia Duchów. Ten pojawił się
przed dziewczyną nagle, choć oczekiwany przecież. -"
Możliwość tylko jednego wyboru mają istoty takie, jak ty" -
powiedział i smutek zabrzmiał w jego głosie - "Nie
dopilnowałaś czerwonych bucików i musisz odejść, ale daję ci
nową przestrzeń w przestworzach. Będziesz musiała nauczyć się
nowego życia, choć nie będzie to łatwe - " uśmiechnął się
i zamienił dziewczynę w ptaka. Z wyraźną ulgą patrzył, jak
wolna, tnie skrzydłami powietrze i odlatuje coraz dalej.
Rycerz
uniósł głowę i usłyszał tylko pożegnalny śpiew ptaka. Poczuł
igłę żalu w sercu, ale niczego już nie mógł zmienić.
Kobieta,
nadal odwiedzała Rycerza, ubierając czerwone buciki. Pewnego zaś
dnia Rycerz namówił ją, by zostawiła buciki u niego na dłuższy
czas...
Piękne,prawdziwe,Twoje -choć dotyczy wielu...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wracasz na łono starych, sprawdzonych i osobistych znajomych. Tylko smuci cena,jaką ponosisz...
zanikowa gosia
tekst, to tylko pretekst do bajki a cena zamienia się w doświadczenie :))
UsuńMam nadzieję, że wszystko Ci się poukłada. Życzę jak najwięcej pozytywnej energii do działania. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńw bajki się układa wszystko przecież :) I ja pozdrawiam!
UsuńJak cudownie że wypuściłaś je w świat! Niechaj rosną!!Przeczytałam wiele razy i proszę o jeszcze... Bajewa ...oj będę tu codziennie sprawdzać jak dzielisz się swoim niezwykłym darem. A życie ... no cóż wciąż nas zaskakuje, nieprawdaż? Co nas nie zabije ...:*
OdpowiedzUsuńMarta, dziękuję :)))
OdpowiedzUsuńEwuś smutne bardzo i bardzo cudne...pisz prosze pisz,pisz I pozwól czytać ...bardzo prawdziwe tez...I Nie Wien gdzie konczy sie wprowdzenie I historian prawdziwa a gdzie zaczyna I... Konczy baja
OdpowiedzUsuńOlu, właśnie z bajami na szczęście tak bywa, że nigdy nie wiadomo :) Są w tej materii absolutnie, bezczelnie bezkarne!
UsuńI jeszcze Ewciu ..nigdy nie powinnismy zostawiać czerwonych bucików przed namiotem nawet jeśli On zapewnia ze tak można ...one są tylko nasze wiec miejmy je zawsze przy sobie...albo utyjemy w tylko nam znanym sekretnym miejscu
OdpowiedzUsuńale nie powinno się jednak wchodzić w cudze buty pozostawione na chwilkę....
Usuńnie powinno. Każdy powinien mieć swoje buty i zostawiać ślady swojej podeszwy. Tak jest uczciwie.
Usuńtak właśnie!!! O tym, co mogło podziać się dalej i refleksji na temat bucików, będzie w następnej bajce już wkrótce :)
OdpowiedzUsuńSzczęściara z tej dziewczynki, prawda? ;)... A czytałaś może "Biegnącą z Wilkami"? Tak mi się skojarzyło dzięki "czerwonym trzewiczkom" - jest tam taka opowieść. I wiele innych :).
OdpowiedzUsuńOj tak, prawda, szczęściara! Czerwone buciki są wszędzie :)))) A z "Biegnącej..." na zawsze zapamiętam interpretację Sinobrodego. Ciekawe dlaczego? :)
OdpowiedzUsuńa ja pamiętam tak przypowieść o kobiecie-szkielet... nie mogłam jej doczytać... Sinobrody... znam bardzo dobrze. Jak to dobrze móc się temu przyglądać z dystansu.
UsuńPiękne!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)!
OdpowiedzUsuń