niedziela, 18 grudnia 2016

BAJKA O DWÓCH MŁYNARZACH


    Jest takie miejsce na mojej półce z książkami, w którym od zawsze stoi ta sama książka. Jak co roku zdmuchnęłam z niej kurz. To pomysł moich dzieci, żeby zawsze przed świętami sięgać do "Opowieści wigilijnej".

Każdy kiedyś, gdzieś poznał Ebenzera Scrooge'a...

 

                                     Bajka o dwóch młynarzach

Na południowych, zielonych nizinach oświetlonych słońcem i zraszanych ciepłym rzęsistym deszczem, sąsiadowały z sobą dwie wioski.
W każdej z nich mieszkał młynarz. Obaj znali swój fach i kochali pracę pachnącą sypką, białą mąką. Wokół ich domów rozpościerały się pola tak rozłożyste, że sąsiadowały ze sobą na granicy osad.
Młynarze sami siali ziarno, doglądali jego wzrostu, zbioru, wreszcie mielenia, a nawet wypieku chrupkiego, świeżego chleba. Byli bogaci i beztroscy.
Pewnego jednak dnia jeden z nich postanowił z młynarskiego zawodu i zamiłowania uczynić niezapomniane dzieło swego życia, które zapisałoby jego imię na zawsze w pamięci potomnych. Przez wiele lat zbierał najlepsze ziarno, które wydawało obfity plon i, z którego chleb smakował jak żaden inny.
Krzyżował te ziarna i stworzył zboże niepowtarzalne i dorodne.
Wreszcie stworzył smak chleba, za który ludzie oddawali
ostatnie swoje pieniądze. Zainwestował w te działania swój czas i majątek. Czas zabrał mu piękną dziewczynę, zaś majątek zwielokrotnił się niepomiernie. Zyskał sławę i dobre imię. I choć wydawało się, że może już odpocząć, okazało się, że jeszcze sporo wysiłku
musi włożyć w zabezpieczenie interesu.
Po jego chleb zjeżdżali ludzie z całego świata. Każdy choć raz w życiu chciał zakosztować smaku nieba na ziemi. Ludzie całymi pielgrzymkami zjeżdżali codziennie do wioski, by kupić choć kromkę chleba i dzielić się opowieściami o niej przez resztę życia. Pojawiali się także w młynarskich posiadłościach ci, którzy chcieli kupić niezwykłe ziarno, by uprawiać je w swoich krajach. Jednak młynarz nie chciał się na to zgodzić.
Włożył tyle wysiłku w uprawę, że miał prawo być jedyny na świecie. Zabezpieczył się więc umowami, klauzulami i paragrafami do umów, w których wyraźnie oznajmił, iż nikt, pod żadnym pozorem i pod groźbą ogromnych kar finansowych, nie może posiać jego ziarna.
I kiedy już wydawało się, że może odpocząć, okazało się, iż ptactwo z najdalszych zakątków świata zlatywało się, by wykraść człowiekowi smakowite ziarno, rodzące siłę w skrzydłach i dające tchnienie w ptasie trele. Młynarz zrobił wszystko, by odstraszyć podniebnych smakoszy jego ziarna. Ptaki odleciały. Wszystkie. Na zawsze. Wioska zamilkła.
Co jakiś czas młynarz przechadzał się po swoich polach
i z niekłamaną satysfakcją obserwował, jak pola sąsiada obrastają trawą, kwiatami, wreszcie drzewami. Osiągnął swój cel: już nikt nie był tak wszechmocny jak on.
Jakież było więc jego zdumienie, gdy pewnego dnia dowiedział się, że dwóch jest największych ludzi sukcesu na świecie: on sam i młynarz z ościennej wioski.
Postanowił więc odwiedzić jak najszybciej konkurenta i poznać miarę jego sukcesu.
Ten, kiedy dowiedział się o odwiedzinach gościa, przyjął go z otwartymi ramionami i oprowadził po swej kwitnącej posiadłości.
Jego dom zachwycał wytwornością i gustem. Była to niewątpliwie zasługa dobrego smaku pięknej żony. Drzewa chłodziły cieniem, kwiaty upajały zapachem. Z gałęzi drzew dobiegał gościa dawno nie słyszany śpiew ptaków. Śpiew niezwykły, perlisty, dźwięczny, wyzwalający w wyobraźni obrazy najpiękniej muskające duszę.
„Jak osiągnąłeś to wszystko?” – zapytał młynarz młynarza.
„Stworzyłem pole biwakowe i apartamenty dla wszystkich tych, którzy zjeżdżają tu po Twój chleb. Nocują u mnie i nabierają sił na drogę powrotną do domu. Ponieważ Twój chleb jest bardzo drogi, pieczołowicie chronią go, by wystarczył dla wszystkich krewnych i przyjaciół. Posilają się więc moimi wypiekami. Zostawiłem część pól uprawnych na te potrzeby. Co miesiąc kupuję od Twoich magazynierów Twe cudowne ziarno. Nie obawiaj się. Przestrzegam wszystkich paragrafów, które stworzyłeś. Żadne z ziaren nie spada na ziemię. W locie karmię nimi ptactwo, które wypędziłeś ze swoich pól. Wdzięczne ptaki zlatują tu z całego świata a za nimi zjeżdżają ich miłośnicy, by podziwiać tę jedyną na świecie wielobarwną oazę dźwięków. Każdego dnia wszyscy moi goście siadają wspólnie na rozłożystych łąkach, by słuchać koncertu najwspanialszych ptasich śpiewaków.
Jestem doprawdy szczęśliwy” – dodał gospodarz.
Gość spojrzał przed siebie i wrócił do domu.



                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz