Jest takie miejsce na mojej półce z książkami, w którym od zawsze stoi ta sama książka. Jak co roku zdmuchnęłam z niej kurz. To pomysł moich dzieci, żeby zawsze przed świętami sięgać do "Opowieści wigilijnej".
Każdy kiedyś, gdzieś poznał Ebenzera Scrooge'a...
Bajka
o dwóch młynarzach
Na
południowych, zielonych nizinach oświetlonych słońcem i
zraszanych ciepłym rzęsistym deszczem, sąsiadowały z sobą dwie
wioski.
W
każdej z nich mieszkał młynarz. Obaj znali swój fach i kochali
pracę pachnącą sypką, białą mąką. Wokół ich domów
rozpościerały się pola tak rozłożyste, że sąsiadowały ze sobą
na granicy osad.
Młynarze
sami siali ziarno, doglądali jego wzrostu, zbioru, wreszcie
mielenia, a nawet wypieku chrupkiego, świeżego chleba. Byli bogaci i
beztroscy.
Pewnego
jednak dnia jeden z nich postanowił z młynarskiego zawodu i
zamiłowania uczynić niezapomniane dzieło swego życia, które
zapisałoby jego imię na zawsze w pamięci potomnych. Przez wiele
lat zbierał najlepsze ziarno, które wydawało obfity plon i, z
którego chleb smakował jak żaden inny.
Krzyżował
te ziarna i stworzył zboże niepowtarzalne i dorodne.
Wreszcie
stworzył smak chleba, za który ludzie oddawali
ostatnie
swoje pieniądze. Zainwestował w te działania swój czas i
majątek. Czas zabrał mu piękną dziewczynę, zaś majątek
zwielokrotnił się niepomiernie. Zyskał sławę i dobre imię. I
choć wydawało się, że
może już odpocząć, okazało się, że jeszcze sporo wysiłku
musi
włożyć w zabezpieczenie interesu.
Po
jego chleb zjeżdżali ludzie z całego świata. Każdy choć raz w
życiu chciał zakosztować smaku nieba na ziemi. Ludzie całymi
pielgrzymkami zjeżdżali codziennie do wioski, by kupić choć
kromkę chleba i dzielić się opowieściami o niej przez resztę
życia. Pojawiali się także w młynarskich posiadłościach ci,
którzy chcieli kupić niezwykłe ziarno, by uprawiać je w
swoich krajach. Jednak młynarz nie chciał się na to zgodzić.
Włożył
tyle wysiłku w uprawę, że miał prawo być jedyny na świecie.
Zabezpieczył się więc umowami, klauzulami i paragrafami do umów, w
których wyraźnie oznajmił, iż nikt, pod żadnym pozorem i pod
groźbą ogromnych kar finansowych, nie może posiać jego ziarna.
I
kiedy już wydawało się, że może odpocząć, okazało się, iż
ptactwo z
najdalszych zakątków świata zlatywało się, by wykraść
człowiekowi smakowite ziarno, rodzące siłę w skrzydłach i dające
tchnienie w ptasie trele. Młynarz zrobił wszystko, by odstraszyć
podniebnych smakoszy jego ziarna. Ptaki odleciały. Wszystkie. Na
zawsze. Wioska zamilkła.
Co
jakiś czas młynarz przechadzał się po swoich polach
i z
niekłamaną satysfakcją obserwował, jak pola sąsiada obrastają
trawą, kwiatami, wreszcie drzewami. Osiągnął swój cel: już nikt
nie był tak wszechmocny jak on.
Jakież
było więc jego zdumienie, gdy pewnego dnia dowiedział się, że
dwóch jest największych ludzi sukcesu na świecie: on sam i młynarz z
ościennej wioski.
Postanowił
więc odwiedzić jak najszybciej konkurenta i poznać miarę jego
sukcesu.
Ten,
kiedy dowiedział się o odwiedzinach gościa, przyjął go z
otwartymi ramionami i oprowadził po swej kwitnącej posiadłości.
Jego
dom zachwycał wytwornością i gustem. Była to niewątpliwie
zasługa dobrego smaku pięknej żony. Drzewa chłodziły cieniem, kwiaty
upajały zapachem. Z gałęzi drzew dobiegał gościa dawno
nie słyszany śpiew ptaków. Śpiew niezwykły, perlisty, dźwięczny,
wyzwalający w wyobraźni obrazy najpiękniej muskające duszę.
„Jak
osiągnąłeś to wszystko?” – zapytał młynarz młynarza.
„Stworzyłem pole
biwakowe i apartamenty dla wszystkich tych, którzy zjeżdżają
tu po Twój chleb. Nocują u mnie i nabierają sił na drogę powrotną
do domu. Ponieważ Twój chleb jest bardzo drogi, pieczołowicie
chronią go, by wystarczył dla wszystkich krewnych i przyjaciół.
Posilają się więc moimi wypiekami. Zostawiłem część pól
uprawnych na te potrzeby. Co miesiąc kupuję od Twoich magazynierów
Twe cudowne ziarno. Nie obawiaj się. Przestrzegam wszystkich
paragrafów, które stworzyłeś. Żadne z ziaren nie spada na
ziemię. W locie karmię nimi ptactwo, które wypędziłeś ze swoich
pól. Wdzięczne ptaki zlatują tu z całego świata a za nimi
zjeżdżają ich miłośnicy, by podziwiać tę jedyną na świecie
wielobarwną oazę dźwięków. Każdego dnia wszyscy moi goście
siadają wspólnie na rozłożystych łąkach, by słuchać koncertu
najwspanialszych ptasich śpiewaków.
Jestem
doprawdy szczęśliwy” – dodał gospodarz.
Gość
spojrzał przed siebie i wrócił do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz